Na samym początku pragnę podkreślić, że wbrew obiegowej opinii Władysław Broniewski nie był samotnikiem – pozostawił po sobie córkę (Ewę, córkę tragicznie zmarłej Anki), która w Grecji zbudowała wielką rodzinę.
Władysław Broniewski (1897-1962) należy do najmniej znanych poetów współczesnych. Z jego biografii umieszczanej w Peerelowskich podręcznikach szkolnych usuwano dwa nader istotne rozdziały: służbę w Legionach i uczestnictwo w wojnie polsko-radzieckiej.
Przemilczano także fakt, iż Broniewski znalazł się w armii gen. Andersa. W tej kwestii pozwolę sobie przytoczyć kilka uwag Pana Sławomira Kędzierskiego, kierownika Muzeum Broniewskiego:
„[…] jedna uwaga na temat armii Andersa. Broniewski ku swojemu żalowi (ale chyba na szczęście) nie walczył w jej szeregach. Najpierw był oficerem oświatowym, a potem – po konflikcie z częścią kadry oficerskiej po części spowodowanym jego poglądami, a po części złośliwą fraszką na generała Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, (zresztą o ile się orientuję jego jakiegoś dalekiego krewnego) został „bezterminowo urlopowany” z wojska i przydzielony do PIC-u (Polish Information Centre – Polski Ośrodek Informacyjny) w Jerozolimie.”
Dwa najlepsze jego tomy, to jest „Bagnet na broń” (1943) i „Drzewo rozpaczające” (1945), nigdy nie zostały przedrukowane po wojnie w całości. W krajowych wydaniach „Bagnetu…” brakowało m.in. wierszy: „Rozmowa z historią”, „Kasztan”, „Droga”, a „Drzewa rozpaczającego”- „Targowiska” czy „Homo sapiens”.
Urodził się 17 grudnia 1897 r. w Płocku . Był najmłodszym dzieckiem Zofii z Lubowidzkich i Antoniego Broniewskiego. Miał dwie starsze siostry – Zofię i Janinę.
Dom rodzinny stał na płockiej skarpie. W ogrodzie za domem rósł kilkusetletni dąb, spod którego wspaniale było widać Wisłę i panoramę Płocka. Ojciec pracował jako kasjer w banku. Umarł, kiedy Władzio miał 5 lat. Rodziną zaopiekował się wtedy dziadek, Antoni Lubowidzki- notariusz płockiego sądu . Niestety na krótko. Umarł trzy lata później.
Dom odtąd utrzymywały matka (założyła stancję dla uczennic) oraz babka – Jadwiga Lubowidzka (dawała lekcje gry na fortepianie). Władek wychowywał się zatem w domu”czterech kobiet” (matka, babka i dwie siostry). One uczyły go wrażliwości na poezję i muzykę , krajobraz i przyrodę, innych ludzi, cudzą krzywdę… Matka i babka przekazywały mu również tradycje rodzinne „po mieczu”.
Rodzina Broniewskich pielęgnowała wspomnienia powstań niepodległościowych. Dziadek Jan Bonifacy Broniewski brał udział w powstaniu listopadowym. Dwaj bracia babki Lubowidzkiej, Walerian i Romuald polegli w powstaniu styczniowym. Ich fotografie wisiały w pokoju babki. Babka grała na fortepianie. Władzio słyszał pieśni patriotyczne i wiersze, słuchał opowieści o przodkach, którzy zginęli w walce, o więźniach, o zesłańcach na Sybir…
Posłano go do Gimnazjum Polskiego w Płocku . Szkoła miała tradycje patriotyczne i utalentowanych pedagogów. Broniewski uczył się średnio. Był uczniem zdolnym, lecz niesfornym. Bardziej niż szkolny program interesowały go lektury i działalność w organizacjach niepodległościowych. Czytał Żeromskiego, Wyspiańskiego, z pamięci recytował wielkich romantyków. Był koleżeński, wesoły, lubiany przez kolegów. Przezywano go „Kogut”, bo muzykalny Władek nie tylko ładnie śpiewał, grał na fortepianie mazurki Chopina , ale też świetnie naśladował głosy ptaków (najlepiej udawał mu się kogut).
W gimnazjum był współzałożycielem półtajnej drużyny skautów (nawiązującej do tradycji Konstytucji 3 Maja i powstania styczniowego). Skautów obowiązywały: patriotyzm, ofiarność, karność i koleżeńskość. Władek lubił sport, wycieczki, lubił popisywać się sprawnością fizyczną, ale też zaczął pisać wiersze i recytował je kolegom.
W 1912 r. w gimnazjum współtworzył tajną sekcję „Strzelca”. Miał pseudonim „Orlik”. Chodzili na ćwiczenia za miasto, maszerowali , śpiewali ówczesne zakazane piosenki.
Broniewski był w gimnazjum również głównym redaktorem (pisanego ręcznie i odbijanego na hektografie) czasopisma „Młodzi idą”, do którego sam pisał większość tekstów i zamieszczał własne wiersze. Np. taki:
” Nam dzisiaj dość kajdan i głuchych ich brzęków,
dość westchnień bezczynnych, dość cierpień i jęków,
my silni i ciałem, i duchem…
…………………………………………
Już zbliża się chwila, wolności zaranie,
gdy Polska zbudzona do boju powstanie-
nie do nas, kto w Polskę nie wierzy…”
W 1915 r. Władysław Broniewski wstąpił do Legionów Piłsudskiego. Miał wtedy 17 lat. Gromadzie uczniów płockich maszerujących do punktu zbornego Legionów towarzyszyły nastroje dalekie od aprobaty. W 1918 r. wziął udział w manifestacyjnym pochodzie do kwatery Piłsudskiego, śpiewając „Krew naszą długo leją katy” i „Na barykady”. Powiewający wtedy na zamku w Warszawie czerwony sztandar nazywał swoim sztandarem. Uważał się za socjalistę, cenił sobie osobistą niezależność, nienawidził terroru i pragmatyzmu. Broniewski otrzymał za zasługi wojenne Srebrny Krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyż Walecznych.
O tym okresie tak napisał mi Pan Sławomir Kędzierski, kustosz warszawskiego muzeum poety:
„[…] W sprawie Legionów można dodać, że Orlik-Broniewski (Orlik był jego pseudonimem legionowym) walczył w 4 pułku piechoty Legionów. Po kilkutygodniowym przeszkoleniu brał udziałw bitwie pod Jastkowem koło Lublina, gdzie 4 pp.Leg. poniósł bardzo cięzkie straty. Przebył cały szlak bojowy 4 pułku, za udział w kryzysie przysięgowym był internowany w Szczypiornie. Zwolniony z obozu zdał maturę jako ekstern, wstąpił na Uniwersytet Warszawski, a jednocześnie działał w konspiracji, w POW. W dniach odzyskania niepodległości w listopadzie 1918 roku był z-cą komendanta POW dzielnicy Śródmieście […]”
Nie był zadowolony z reform w powojennej Polsce co spowodowało zradykalizowanie jego poglądów. Zaczynał powątpiewać, czy droga przebudowy reprezentowana przez Piłsudskiego jest właściwa. Zamordowanie Gabriela Narutowicza zadecydowało o zbliżeniu Broniewskiego do lewicy rewolucyjnej.
W 1923 r został członkiem Związku Niezależnej Młodzieży Akademickiej związanej ideologicznie z PPS, przyłączył się tam do grupy studentów sympatyzujących z komunistami, został redaktorem odpowiedzialnym „Jednodniówki Akademickiej” skonfiskowanej po kilku miesiącach . Nawiązał kontakt z Uniwersytetem Ludowym, gdzie poznał działaczy lewicy: m.in. Jana Hempla, Witolda Wandurskiego i Stanisława Ryszarda Standego.
W grudniu 1923 r. został sekretarzem tygodnika”Nowa Kultura” zajmującego sie analizą dotychczasowego dorobku kultury polskiej i i rozważaniami nad nowa sztuką oraz kulturą proletariacką. Umieścił tam swój przekład wiersza Majakowskiego Poeta-robotnik, pierwszą po młodzieńczych próbach publikację opatrzoną nazwiskiem, którą uważal za swój oficjalny debiut.
Na poczatku 1925 r. Broniewski wydał pierwszy własny tomik wierszy Wiatraki, przyjęty bardzo róznie przez krytykę z prawa i z lewa. Jan Lorentowicz pisał w „Expressie Porannym” : „Są w pierwszym zbiorku znaki niezawodne, że przybywa nam prawdziwy poeta”. W „Robotniku” napisano: „ten mały tomik, zawierający kilkanaście utworów, objawia nam pierwszorzędny, mocny talent… Przez jego wiersze idzie drgnienie świętego gniewu, słyszy sie w nich pomruk rewolucji…”. Ale Witold Wandurski, komunista, przyjaciel Broniewskiego, zarzucał mu brak zdecydownia ideowo-politycznego i uważał, że wiersze są za „miękkie”, zaś Skamandryci mieli za złe Broniewskiemu „uleganie ulicy politycznej”.
Dla jednych był zbyt liryczny, dla drugich zanadto rewolucyjny.
Wandurskiemu Broniewski odpowiedział fraszką:
„Pouczał mnie Wandurski, jak mam pisać twardo,
jakie wiersze są gorsze, a jakie są lepsze.
Witoldzie, jeśli cenisz tylko chrzan z musztardą,
nie przychodź do Ziemiańskiej, bo ciastka popieprzę”
Jednak kilka miesięcy po wydaniu Wiatraków Broniewski wystąpił jako poeta idei rewolucyjnej. Wspólnie z Wandurskim i Stadem wydali „biuletyn” 3 Salwy, w którego wstępie Broniewski przy współudziale Wandurskiego tak sformułował ich program: „Nie o sobie piszemy. Jesteśmy robotnikami słowa. Musimy wypowiedzieć to, czego inni ludzie warsztatu wypowiedzieć nie mogą. W bezlitosnej walce proletariatu z burżuazją stoimy zdecydowanie po lewej stronie barykady. Gniew, wiara w zwycięstwo i radość -radość walki-każą nam pisać. Niech słowa nasze padną jak salwy w ulice śródmieścia, niech odegrzmią echem w dielnicach fabrycznych. Walczymy o nowy ład społeczny. Walka ta jest treścią naszej twórczości.”
W tym samym roku Broniewski ze Standem zorganizowali w warszawie amatorski teatr robotniczy, półlegalny, w którym grali młodzi robotnicy różnych zawodów.
Równolegle Broniewski wszedł w kręgi ówczesnej elity literackiej. Dostał posadę sekretarza redakcji Wiadomości Literackich, prestiżowego tygodnika eklektycznego i liberalno- demokratycznego, drukujacego teksty literatów i publicystów róznych przekonań. Praca sekretarza redakcji trwała przez najblizszych kilkanascie lat. Publikował też w Skamandrze .
W 1927 wydał kolejny tomik poezji „Dymy nad miastem”, który znowu wywołał burzliwe dyskusje. Umieszczony tam wiersz „Pionierom” porównywano z „Odą do młodości” Mickiewicza i lewicowa krytyka orzekła, iz Pionierzy to utwór obcy postawie młodzieży robotniczej. Andrzej Stawar w miesięczniku Dźwignia napisał, iż ’taki utwór nie może poruszyć robotnika, gdyż traktuje o rozterkach inteligenta zrywającego ze swą klasą oraz, ze tomik prezentuje pewną szarpaninę wewnetrzną, przechodzącą w nastawienie czysto ofiarnicze.’ W Dymach nad miastem obok „ideowych” poemetów „Nike”, „Pieśń o wojnie domowej”, wierszy: „Czerwony sztanda”r, „Do towarzyszy broni”, „Szpicel”, „Na smierć rewolucjonisty”, znalazły się też wiersze bardziej osobiste: „O sobie samym”, „Poezja”, „Zwycięstwo”, oraz całkiem osobiste: „Kabała”, „Oczy”, „Srebrne i czarne”, „O radości”., związane z wielką miłością do Janiny Kunig, z którą pobrali się wkrótce (w 1927r). Z tego związku urodziła się Broniewskiemu w 1929 ukochana córeczka Anka (Joanna ).
W 1929 roku ukazał się drukiem poemat liryczny Broniewskiego „Komuna Paryska” i choć cenzura skonfiskowała cały nakład, niewielka jego część ocalała i krążyła w odpisach jak bibuła konspiracyja i w razie rewizji była obciążającym dowodem.
Praca sekretarza w Wiadomościach Literackich nie wystarczała na urzymanie rodziny. Marnie płacono też za wiersze drukowane w niezbyt zasobnej prasie lewicowej. Broniewski zajął się więc tłumaczeniami literackimi, które zyskały znakomitą opinię i odtąd przekłady stale już towarzyszyły jego własnej twórczości.
Wspóltworzył też dwa pisma społeczno- kulturalne Dźwignię (1927-1928) oraz Miesięcznik Literacki (1929-1931).
Żywot Miesięcznika nie był długi. Kiedy w dwudziestym numerze opublikowano protest pisarzy i intelektualistów przeciwko torturowniu więzniów politycznych w Łucku, cała redakcja została aresztowana. Broniewski przesiedział dwa miesiące w Więzieniu Centralnym w Warszawie. Z tego okresu pochodzą następujące wiersze: „Księżyc ulicy Pawiej”, „Do towarzysza więźnia”, „Magnitogorsk czyli rozmowa z Janem” (chodziło o Jana Hempla).
Wśród niepublikowanych utworów znalazł się też taki więzienny wierszyk:
Marny los jest literata.
Pchły obsiadły Olka Wata,
Jana pluskwy, żywot pieski,
Stawar tyłek stłukł o deski,
a Broniewski rzyga zupę –
tak nam defa daje w dupę.
Tu „Miesięcznik Literacki”
przyjął chrzest proletariacki.
W 1932 roku ukazał sie kolejny tomik Broniewskiego „Troska i pieśń”. Stał się wydarzeniem literackim. Recenzenci zgodnie podkreślali kunszt poetycki, doskonałość formy, siłę uczucia, pasję i żarliwość ideową wierszy. Zgodni w bardzo pozytywnych ocenach wartości poezji Broniewskiego byli nawet jego przeciwnicy polityczni. Stefan Napierski oprócz podkreslania walorów artystycznych tomu, stwierdził, iż „aby osiągnąć taki kształt niecofniony, trzba czegoś więcej niż kunsztu, trzeba idei”. Recenzent Zetu napisał:„liryki „Troski i pieśni” powołane zostały do życia przez jedno z najbardziej żywiołowych, najburzliwszych, najwyższych natchnień poetyckich w odrodzonej Polsce”, zaś krytyk Karol Zawodziński przyznał : „ten z rzadka odzywający się poeta wybuchnął z przerażającą- powiedzmy otwarcie ze stanowiska jego przeciwników politycznych- siłą. Nie to, że jego wiersze są rewolucyjne: wiersze jego są rewolucją. To wiersze- dynamit: jak on proste w swym składzie i jak on kruszące, Zwięzłe równie jak proste, sugestywne bezpośrednią szczerością patosu. Książka jest scementowana jednością lirycznego „ja” poety, jego oblicza, któremu nawet wróg polityczny nie odmówi piękna i szlachetności.”
Większośc utworów Troski i pieśni można traktować niemal jak poetycki pamiętnik czasów. Ówczesnej fali strajków włókniarzy i górników dotyczą wiersze Łódź i Zagłębie Dąbrowskie, wiersz Prawodawcom poświęcony jest Sacco i Vancettiemu, dwóm robotnikom-emigrantom skazanym na śmierć i straconym w Stanach Zjednoczonych mimo protestów światowej opinii publicznej, z kolei wiersz Paragraf to satyra na sanacyjny zalew dekretów i zarządzeń , zaś kiedy zmilitaryzowano organizacje sportowe, Broniewski napisał wiersz „Lekka atletyka”. Bezrobotnych i uwięzionych dotyczyła piosenka „Bezrobotny” i wiersze „Księżyc ulicy Pawiej” i „Do towarzysza więźnia”.
Warsztatowo, zdaniem krytyków , wymowę wierszy wzmacniało zastosowane przez Broniewskiego łaczenie słownictwa poezji romantycznej ze zwrotami mowy potocznej i trminologią rewolucyjną. Język kolokwialny i prozaizmy nie pojawiały się dotąd w polskiej poezji. „Ojciec klepał krawiecką biedę” (Księżyc ulicy Pawiej), „Chyba z głodu kamień gryźć” (Bezrobotny) – itp. zwroty użyte przez Broniewskiego nadawały wyrazistości i dosadności jego wierszom .
W tomie „Troska i pieśń” są tez utwory (Wiersze o wczesnej wiośnie pisane późną jesienią, Przyjacielu, los nas poróznił, Powrót do wierszy, Troska i pieśń), którymi Broniewski odpowiadał przyjaciołom i kolegom krytykującymi go z neoficka nagroliwością „poetów walczącego proletariatu” za miękkosć, liryzm, indywidualizm, obciążenie przeszłością i tradycjami, jakie ich zdaniem nie pasowały do poezji rewolucyjnej . Broniewski przekornie i z goryczą reaguje na krytykę i brak zrozumienia jego poetyckiej wrażliwości:
Żyję sobie, jestem poetą,
diabli komu do tego.
Łażę, depczę warszawski beton,
piszę wiersze – z niczego.
W oficynie na Mokotowie
mieszkam, płacę komorne,
patrzę na chmury wieczorne:
miedź stopiona z ołowiem.
Hoduję radość zamarłą
w ciasnych szczelinach bytu,
aż przyjdzie wiosna – spazmam za gardło
ściśnie, za serce schwyta…
A wtenczas zeleń wszystka
boli najmniejszą gałązką,
głuszy szelestem listka,
rośnie w słowa bez związku.
Tak wiersz z niczego powstaje,
boli, raduje -z niczego…
Nie śpię od rana , wstaję-
diabli komu do tego.
A w wierszu [ Przyjacielu, los nas poróżnił } już bez polemicznej przekory napisał wykładając swoje credo poetyckie:
Nic co ludzkie nie jest mi obce,
ból i radość rozdaję wszystkim,
człowiek pieśni mojej surowcem,
pieśni pełnej krwi, nie mistyki.
Kolejny tom poezji „Krzyk ostateczny” wydany w 1938 roku jest odbiciem ówczesnych niepokojów historycznych (kryzys gospodarczy, zwycięstwo faszyzmu w Niemczech) i problemów osobistych poety (kryzys i rozpad małżeństwa z pierwszą żoną Janiną Broniewską).
Otwierający tom utwór tytułowy brzmi jak proroctwo, zapowiedź nieuchronnej wojny:
[…]Dzień straszny rodzi się z nocy.
Będzie głód, pożoga i mór.[…]
Gniewnie kroczy historia.
Spłoną miasta.
Runą laboratoria.
W skład tomiku weszły też m. in Ulica Miła, Mannlicher, Bar „Pod zdechłym psem” oraz wiersz „W pociągu”, opisujący poczatek kolejnej wielkiej miłości, tym razem do aktorki Marii Zarębińskiej, później drugiej żony Broniewskiego. Początek ów mimo zbliżającej się wojny był bardzo optymistyczny, nawet sielankowy. Pierwsza i druga żona poety nie tylko zaprzyjaźniły się,ale postanowiły dla dobra swych dzieci (Maria miała z pierwszego małżeństwa córeczkę Majkę, młodszą od Anki o dwa lata) zamieszkać po sąsiedzku w tym samym domu na Żoliborzu. Na parterze Broniewski z Maria i Majką, na pietrze zaś Jasia z drugim mężem i Anką. Dzięki temu poeta nie stracił kontaktu z ukochaną Anką , Anka nie utraciła ojca, a obie dziewczynki wychowywały się jak siostry. Broniewski oprócz wydanego tomu „Krzyk osateczy”, napisał w tym czasie piosenki do filmu Aleksandra Forda „Ludzie Wisły” i dorabiał wierszami dla dzieci pisanymi na zamówienie pracującej w Płomyczku pierwszej żony Janiny.
Niestety wojna zbliżała się. W kwietniu 1939 roku Broniewski napisał opublikowany w tygodniku „Czarno na białem” słynny wiersz „Bagnet na broń” wzywający wszystkich do obrony ojczyzny:
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz-Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom,
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwaimi staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą-
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
We wrześniu 1939 roku Broniewski zgłosił się do wojska na ochotnika (był członkiem pospolitego ruszenia). Na rowerze przejechał z Warszawy przez Lublin i Lwów aż do Tarnopola. 12 września otrzymał przydział do Ośrodka Zapasowego 28 Dywizji Piechoty w Zbarażu. Zanim jednak Broniewski miał okazję spotkać się „oko w oko” z wrogiem (oddziałami niemieckimi) do Polski wkroczyły wojska radzieckie co powiększyło i tak duży bałagan organizacyjny w polskim wojsku. Ze względu na fakt, iż Rosjanie nigdy nie podpisali konwencji o honorowym traktowaniu jeńców wojennych (jeńców – czyli mundurowych, każdy cywil z bronią jest na wojnie traktowany jak bandyta i zwykle od razu ginie z rąk żołnierzy przeciwnika – vide: obrońcy poczty gdańskiej, dopiero niedawno oczyszczeni z zarzutów o bandytyzm) dowództwo Armii Polskiej obawiało się, iż stawienie oporu znacznie liczniejszej armii radzieckiej doprowadzi do masowych mordów polskich jeńców.
Rankiem 17 września 1939 roku tuż przed przekroczeniem granicy polsko – rumuńskiej (dziś już nieistniejącej) Naczelny Wódz Armii Polskiej wydał więc rozkaz, by nie stawiać oporu wkraczającym oddziałom sowieckim.
W całym kraju panował chaos. Na zachodzie Niemcy stosując Blietzkrieg (taktykę wojny błyskawicznej) przebili się przez linię frontu i odcięli polskich żołnierzy od zaopatrzenia, zerwano jednocześnie łączność ze sztabami mającymi koordynować działania wojenne polskich armii. Drogi były całkowicie nieprzejezdne ze względu na uciekającą ludność cywilną. Wkroczenie wojsk rosyjskich i propaganda, jakoby przybyły one ze „słowiańską pomocą” aby walczyć z Niemcami, oraz rozpad nadrzędnych struktur państwowych spotęgowały chaos.
Sytuacja Polski była lepiej widoczna z zagranicy. Jak pokazuje rysunek zamieszczony na pierwszej stronie Dziennika Chicagowskiego dnia 19 września – Polonusi nie mieli wątpliwości, co do powodów wkroczenia sowietów na tereny polskie („Napad”). Dwa dni wcześniej szef polskiej misji wojskowej w Londynie generał Norwid Neugebauer wygłosił przemówienie do Polaków na świecie, w którym namawia do ofiarnej walki z agresorem (fragment w Komunikatach wojennych)
Można się spotkać z opinią, iż Wódz Naczelny podjął decyzję tchórzliwą uciekając z ogarniętego wojną kraju, prawda jest jednak inna – nie można było dopuścić, aby ten człowiek dostał się do niewoli. Dlatego też, został on ewakuowany.
Poeta był świadkiem wejścia Armii Czerwonej do Lwowa we wrześniu 1939 r. Od tego momentu wszystkie utwory literackie musiały przechodzić przez cenzora. Broniewski nie mógł pogodzić się z tym, że Związek Radziecki napadł na Polskę. Przy wielu okazjach deklamował taki oto wiersz:
Byłby Grunwald i Płowce,
gdyby nie te bombowce,
i gdyby nie te czołgi,
które przyszły znad Wołgi.
W grudniu Broniewski ściągnął do Lwowa Marię Zarębińską (ur.1904 – zm.1947; od 1938 roku byli w nieformalnym związku) i jej córkę Majkę. Do Lwowa dostały się dzięki pozwoleniom zdobytym przez Wandę Wasilewską. Na terenach zajętych przez sowietów znalazły się także pierwsza żona Broniewskiego, Janina Broniewska i ich córka Joanna (Anka).
Okupanci rozpoczęli tymczasem politykę pozyskiwania artystów (szczególnie tych znanych). Wielu poetów, szczególnie tych o poglądach umiarkowanie lewicowych wierząc w nieuchronny wybuch wojny niemiecko-radzieckiej zaczęło ściśle współpracować z nową władzą. Rozpoczęto wydawanie polskojęzycznego propagandowego Czerwonego Sztandaru zaś blisko Komitetu Organizacyjnego (związku pisarzy) przebywali m.in. Stanisław Wasylewski, Tadeusz Boy-Żeleński, Paweł Hertz, Julian Przyboś, Tadeusz Peiper, Jan Kott, Jalu Kurek, Jerzy Putrament, Adolf Rudnicki, Adam Ważyk czy Julian Stryjkowski. Jak pisze A. Wat w „Mój wiek…” „cała masa tego typu ludzi kręciła się koło związku. Uciekinierzy nie mieli z czego żyć, chcieli się ogrzać u tego ogniska”.
Literaci wydali deklarację pod wiele mówiącym tytułem „Pisarze polscy witają zjednoczenie Ukrainy” (chodzi o decyzję o przyłączeniu Ukrainy Zachodniej do Ukrainy Radzieckiej). Podpisali się pod nią np. Boy-Żeleński, Ważyk, Wat, S.J. Lec, Pasternak, jest też podpis Broniewskiego, który jednak był wtedy chory i zapewne podpisano się za niego.
Broniewski żył złudzeniem, że przebywając na terenach zajętych przez sowietów będzie mógł bez przeszkód publikować swoje wiersze. W liście do Marka Żywowa, tłumacza jego wierszy, proponuje przetłumaczenie na rosyjski zbioru „Krzyk ostateczny”. Tomik ten nigdy nie został wydany w Rosji.
Okazało się, iż silna lewicowość i rewolucyjność Władysława Broniewskiego związana jest jednocześnie z głębokim patriotyzmem, co nie podobało się władzom radzieckim.
Czerwony Sztandar publikował jego przedwojenne wiersze dając do zrozumienia, iż redakcja współpracuje z poetą, co było nieprawdą. Ten czołowy poeta polskiej lewicy nie identyfikował się z linią programową tego organu prasowego. Broniewski próbował jednak wykorzystać pismo do przypomnienia „sprawy polskiej”, nieobecnej w polityce sowieckiej. Dał więc do druku „Żołnierza polskiego” – wiersz ten oczywiście nie został opublikowany, takie treści były zakazane w dobie sojuszu niemiecko-radzieckiego. Publikowano za to poetów, którzy byli skłonni tworzyć propagandowe, niepatriotyczne utwory, odcinające się od Polski przedwojennej (Szenwald, Lec czy Pasternak). Przykładem takiej twórczości może być wiersz Elżbiety Szemplińskiej opublikowany w grudniu 1939 r. w Czerwonym Sztandarze: „Jak więc teraz mamy płakać po Warszawie? Jak żałować kawiarń, kościołów, zamku? kiedy dla nas tamta Polska to polska burżujów i drani, oficerów, obszarników, policjantów; kiedy dla nas Warszawa to stolica krzywdy, stolica terroru, stolica bezprawia.
24 stycznia 1940 r. Władysław Broniewski został aresztowany we lwowskiej restauracji „Ognisko Inteligencji” pod fałszywym zarzutem pijatyki. Tak to zdarzenie wspominała Wanda Wasilewska:
„Jeżeli chodzi o Władysława Broniewskiego, to o niego przed tym (aresztowaniem) bardzo się niepokoili jego przyjaciele, niepokoili się i radzieccy towarzysze ze względu na jego strukturę psychiczną, ze względu na jego stosunek do alkoholu, ze względu na nieodpowiedzialność pewnych jego wypowiedzi, których my nie braliśmy poważnie, ale jeśli ktoś je chciał brać poważnie, dosłownie, mogłoby to pociągnąć za sobą nieprzyjemne konsekwencje.”
Przebieg zdarzenia został szczegółowo opisany we wspomnieniach Borwicza, Wata czy Pasternaka, można mieć więc pewność co do jego prawdziwości. 24 stycznia Władysław Daszewski, przyjaciel Broniewskiego, zaprosił m.in. Broniewskiego razem z Marią Zarębińską i Aleksandra i Olę Watów na przyjęcie. Na przyjęciu pojawił się także zaproszony przez Daszyńskiego rosjanin, rzekomo historyk sztuki. Tak przebieg wydarzeń opisał Wat:
„(przybysz) siada u końca stołu, ma za sobą drzwi zasłonięte kotarą, z jednej strony siedzi ta aktorka, a po drugiej jego stronie siedzi Skuza, parę miejsc dalej Broniewski, a ja z drugiego tam końca, naprzeciwko. Gwar szalony, nic nie słyszę. W pewnej chwili jest jakaś pierepałka, niedobra rozmowa między tym sowietem a Władkiem Broniewskim, widzę, że Broniewski zaciska zęby i mówi przez zęby. Już się zaczyna niedobra rozmowa między nimi, tak na krzyż. I widzę, że Skuza nachyla się do tej aktorki, coś jej mówi, a miedzy nim a aktorką jest ten sowiet. I wtedy sowiet daje Skuzie w mordę, ściąga obrus, wszystko leci ze stołu, butelki, szklanki, talerze.[…] To był prawdopodobnie sygnał, bo w tej chwili wylatuje zza kotar dwóch atletycznych, kusych w granatowo-ciemnych ubraniach, gęby kwadratowe. Nie wpadają szybko, tylko tanecznie i trach na prawo, trach na lewo, biją.[…] Po chwili milicja wkroczyła na salę, nikogo nie wypuszczają.”
Jerzy Putrament wezwał Ważyka, Szemplińską i Piacha i zaproponował im napisanie deklaracji potępiającej aresztowanych. Dopiero Wasilewskiej udało się stłumić tę inicjatywę. Jednak w aktach sprawy pozostały nieprawdziwe oświadczenia Borejszy, Putramenta, Piacha i Pareckiego obciążające Broniewskiego.
27 stycznia, a więc trzy dni po aresztowaniu, W „Czerwonym Sztandarze” ukazał się artykuł Witolda Kolskiego pod tytułem „Zgnieść gadzinę nacjonalistyczną” (Kolski znał Broniewskiego od 1923 r.) w którym starał się uzasadnić aresztowanie, szkalując zatrzymanych poetów. Oto fragment tego artykułu:
„Oto w nocy na 24 stycznia we Lwowie, w restauracji zwanej „Ognisko inteligencji” grupa zdeprawowanych osobników urządziła pijatykę i pijacką burdę.[…] Jest rzeczą oczywistą, że deprawacja moralna i orgje pijackie stwarzają grunt, na którym żerują agentury kontrrewolucyjne.”
Publikacja ta oburzyła polską lewicę. Po wojnie, numer z tym artykułem stał się w zasadzie niedostępny. Tak o autorze tego tekstu wypowiadał się Aleksander Wat:
„…człowiek idealnej dobroci, szlachetny, ze wszystkimi szlachetnymi motywacjami, jakie tylko istnieją. Najbardziej bohaterski z więźniów Berezy, jeden z kilku, którzy nigdy nie podpisali żadnych deklaracji.[…] Szlachetny komunista, który uwielbiał Władzia Broniewskiego jako poetę i jako człowieka i mnie bardzo lubił.[…] I właśnie, że szlachetny, że dobry, że miał taką świetną renomę, właśnie dlatego musiał podpisać ten artykuł enkawudowski.”
Najprawdopodobniej nie tylko aresztowani stali się ofiarami tej publikacji, ale także sam autor. Po tej publikacji, zamilkł on na 6 miesięcy.
Osoby zatrzymane podczas tej prowokacji zostały przewiezione do ciężkiego więzienia lwowskiego na Zamarstynowie. W celi Wata (o pow. 11,5 m/kw) przetrzymywano 28 więźniów. Znęcano się psychicznie (częste przesłuchania) i fizycznie (niewielkie racje żywnościowe, brak sienników, nieregularne spacery). Kąpiel dostępna była tylko raz w miesiącu.
Poeta miał żal do ludzi. Po zapoznaniu się z zeznaniami Borejszy, Putramenta, Piacha i Pareckiego czuł się mocno rozczarowany.
W tym miejscu Broniewski wykazał się ogromną siłą i hartem ducha. Za korzystanie z więziennego alfabetu, razem z Watem zostali wtrąceni do karceru. Oto jak zachowanie Broniewskiego w karcerze opisuje Wat:
„[…] Władzio był niesłychanie dzielny, z ogromną siłą, jakieś orlątko. I nie tylko w tym szczerze go podziwiałem. Ja chodziłem inteligenckim krokiem, biegałem w kółko po tej celi. A on – zazdrościłem mu tego – chodził żołnierskim krokiem, wybijał takt i śpiewał wszystkie legionowe pieśni. Cały czas śpiewał, pięć dób śpiewał. Więc ja się przy nim czułem jak nędzny wymoczek. Dał mi po prostu pokaz, jak można zachować godność, ludzką siłę i bojowość. […] Nie widziałem godniejszej postawy niż ta, którą miał wtedy Broniewski.”
Po czterech miesiącach, w maju 1940 r., został przetransportowany do więzienia NKWD na Łubiance, gdzie spędził trzynaście miesięcy. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej wywieziono go do Saratowa a następnie do Ałma-Aty, gdzie 7 sierpnia 1941 r. został wypuszczony. Od czasu wywiezienia ze Lwowa nie miał kontaktu z rodziną. Maria Zarębińska z córeczką Majką powróciła przez zieloną granicę do Warszawy( później trafiła do Oświęcimia) . Pierwsza żona Janina z córką Anką pracowały w świnosowchozie w ZSRR i z nimi udało się Broniewskiemu nawiązać korespondencję. Wymiana listów z ukochaną córką nie ustała już do końca wojny.
Po opuszczeniu więziennych murów poeta bardzo niechętnie wracał do tego okresu. Nigdy nie popisywał się tym zatrzymaniem i nie robił z siebie męczennika. Kilka wierszy, które powstały w więzieniu („List z więzienia”, „Kasztan”, „Rozmowa z Historią”) poeta przechowywał w pamięci, gdyż nie można było robić absolutnie żadnych notatek.
Broniewski ułożył w więzieniu pełną goryczy fraszkę po rosyjsku „Czełowiek eto zwuczit gordo”- „Człowiek to brzmi dumnie”, którą można tak przetłumaczyć:
Człowiek to dumnie brzmi,
powiedział ich wielki Maksym,
a oni tu bija cię w mordę
i mówią , że jesteś sukinsyn.
Cóż począć taki syn chce
za kratą NKWD?
Mówmy k.mać jak paciorek
spłowiałej gwieździe czerwonej.
Po odzyskaniu wolności Broniewski zgłosił (w sierpniu 1941 r.) gotowość wstąpienia do polskiego wojska. Oczekując na przydział pracował w raedakcji czasopisma „Polska” wydawanego Ambasadę Polską w Moskwie. Napisał wiersze „Droga” i „Zamieć” , których cenzura nie dopuściła do druku w ZSRR . Przydział do Armii gen. Andersa dostał w kwietniu 1942 roku. Powstał wtedy wiersz „Co mi tam troski”, wydrukowany, podobnie jak dwa poprzednie ( i kolejny :”Tułacza armia”) jedynie w prasie emigracyjnej oraz krążące w odpisach i bardzo popularne wśród żołnierzy. Kadra oficerska nie odnosiła się do poety z równą aprobatą. Budził kontrowersje. Zniekształcano usłyszane fragmenty jego wierszy, złośliwie je interpretowano, pisano donosy do dowództwa. Gen. Władysław Anders , który darzył poetę szacunkiem, zaproponował mu pracę w założonym w 1942 r. w Jerozolimie (Polish Information Centre) w skrócie PIC. Był to płodny poetycko okres w życiu poety. W ciągu pół roku powstało dwadzieścia wierszy (m.in. Via Dolorosa, Grób Tamerlana, Mazurek Szopena, Żydom polskim) wydanych (wraz z powstałymi wcześniej) w Jerozolimie przez wydawnictwo „W Drodze” w zbiorze pt „Bagnet na broń” (w czerwcu 1943). Znalazł się tam też wiersz „Do poezji”, którego początek poeta obmyślił jeszcze w więzieniu na Zamarstynowie:
Moje życie podobne lustru,
w którym zły przegląda się los:
każde prawo i każdy ustrój
w całopalny rzuca mnie stos.
Tomik został przyjęty entuzjastycznie przez czytelników i krytykę. w W tym samym wydawnictwie wyszedł później kolejny tom wierszy jerozolimskich pt. „Drzewo rozpaczające” zawierający wiersze o bardzo różnym nastroju: liryczne, zawadiackie, nostalgiczne .Znalazły się tam też utwory takie jak „Homo Sapiens”, „Monte Cassino”,” 63″,”Mogiły” czy „Targowisko”.
„Homo sapiens” był obłożony w Polsce powojennej cenzurą aż do 1980 roku , głównie z powodu zwrotki dotyczącej zbrodni katyńskiej:
„A druga bomba- w grób smoleński!
Niechaj rycerze zmartwychwstaną
i świecąc każdy piersi raną,
świadectwo dadzą krwi męczńskiej,
tej krwi niewinnej, z ręki kata”
W styczniu 1945 roku dotarła do Broniewskiego (na szczeście fałszywa) wiadomość, że żona Marysia Zarębińska nie przeżyła Oświęcimia. Poeta pił ropaczliwie, na umór, napisał wiersze „Ręka umarłej”, „Ballada”, „Ciała”, zanim wyjaśniło się, że wiadomość była nieprawdziwa i Maria żyje.
Pół roku później dostał wizę do Anglii. Namawiano go do pozostania w Londynie. Postanowił jednak wracać do Polski, co uzasadniał tak:
„Dalsze pozostawanie na emigracji oznacza dla mnie dalszą, nieznośną rozłąkę z córą, żoną i drogimi mi ludźmi, uwiąd twórczy i ogólną depresję. Do sytuacji w Kraju nie odnoszę się entuzjastycznie, spodziewam się jednak, ze będę mógł żć, tak czy inaczej pracować nad odbudową i pisać.
I napisał wiersz „Do domu”:
Na północy jest zwalony dom,
będzie wolność, prawo i praca.
Czas ująć w dłonie pług, pióro i łom,
czas dom budować, czas wracać.
Wrócił w listopadzie 1945 roku akurat na urodziny córki Anki. Po jego powrocie rodzinna sielanka przerwana na Żoliborzu przez wojnę, przeniosła się do Łodzi. Marysia ocalona z Oświęcimia wcześniej już zamieszkała w Łodzi z córką Majką, którą Janina (matka Anki) odnalazła w sierocińcu. Anka przyjechała z Moskwy. Janina wracając z frontu uratowała też archiwum, bibliotekę i meble Władka i Marysi, które odgrzebała z gruzów ich przedwojennego żoliborskiego domu. W Łodzi dziewczynki (teraz już nastolatki) znowu mieszkały razem i chodziły do szkoły. Anka robiła polską maturę (Jasia z mężem mieszkała w Warszawie). Marysia zaczęła grać w teatrze. Niestety wkrótce zachorowała na nieuleczalną chorobę krwi, której nabawiła sie w Oświęcimiu i mimo leczenia w klinice w Szwajcarii zmarła w Zurichu w sierpniu 1947 roku. Broniewski powtórnie bardzo ciężko przeżył jej śmierć (tym razem prawdziwą), znowu pił na umór i napisał poświęcone ukochanej żonie wiersze:” Opowiadania Oświęcimskie”,” Lot”, „Obrączka” i „Hirslanden”.
Życiorys „w pigułce”
|