Po tym zielonym pagórku
z kamieniami białemi
chętnie bym chodził z córką,
siadał na ziemi,
patrzyłbym na obłoki,
gwarząc, bzdurząc.
Świat tu nie bardzo szeroki,
słońca dużo.
Kochałbym moją Joasię:
córkę-bzdurkę,
a światu powiedziałbym: „Zasię!”;
wlazłbym na chmurkę
i poleciałbym na chmurce, na białej
do doliny Roztoki,
żeby tam całe życie
chodzić z Anką po górach,
patrzeć na Hawrań i Murań,
włazić w potoki.
Ale Anka daleko i już podrosła,
a chmurki nie było, więc nie doniosła.
Myślę sobie o zielonym pagórku
jerozolimskim
i jestem z córką.
Nikt mnie tam nie zaprowadzi
i nikt na to nic nie poradzi.
Do widzenia, Alicjo, Krystyno,
pójdziecie górą, a ja doliną.